Wróble w Hali Mirowskiej
Kwiecień 2011
Trwa sezon lęgowy ptaków, także tych, które mieszkają razem z nami pod wspólnym dachem, toteż proszę się nie dziwić, że przez najbliższe miesiące moje pisanie na łamach gazety zdominuje temat ptasi. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze 3 lata temu nie miałam o nim zielonego pojęcia. W tej chwili idąc ulicami miasta mimochodem rejestruję ich siedliska w zabudowie i zaryzykuję twierdzenie, że dysponując odpowiednim czasem mogłabym przeprowadzić ich dokładną inwentaryzację. Cieszy mnie każde zlokalizowane gniazdo, ale tej radości zawsze towarzyszy strach o jego bezpieczeństwo i przyszłość.
Od kilku dni obserwuję budynek Hali Mirowskiej, gdzie właśnie zaczyna się jej generalna rewitalizacja. Na dachu pierwszego piętra od frontu (od Al. Jana Pawła II) i od strony przeciwległej stoją już rusztowania i trwają prace przygotowawcze. Celem remontu ma być częściowe przywrócenie historycznego wyglądu zabytkowego obiektu, naprawa elewacji i zdobień. Wszystko to oczywiście jest słuszne, szkoda tylko, że nikt zaangażowany w przedsięwzięcie nie zatroszczył się o ptasich mieszkańców Hali. Przeprowadzone obserwacje pozwoliły mi stwierdzić obecność licznych gniazd wróbli i gołębi. Nie wiem, czy nie gnieżdżą się tu również jerzyki, można to będzie sprawdzić już za kilka dni, bo zwykle pojawiają się w Polsce na początku maja.
Wróble zajmują wszystkie ubytki w elewacji i szczeliny pod blacharskimi wykończeniami dachu na południowej ścianie Hali. W tej chwili wysiadują jajeczka bądź już karmią pisklęta.
Widać je kursujące w pośpiechu z pokarmem w dziobach, słychać głośno ćwierkające w pobliżu gniazda. Wystarczy przespacerować się wzdłuż muru i już po chwili wiemy, w których pęknięciach i dziurkach znikają rodzice, gdzie są ukryte ich lęgi.
Na pozostałych ścianach gnieżdżą się głównie gołębie wykorzystując gzymsy i wnęki w elementach architektonicznych. Mało kto je lubi, bo są to ptaki „brudzące”. Trzeba jednak pamiętać, że podobnie jak wróble objęte są prawną ochroną. Nie wolno ich płoszyć ani ograniczać dostępu do gniazd, nie wolno też niszczyć ich gniazd i lęgów. Niestety istnieje prawdopodobieństwo, że tak właśnie się stało w partiach ścian zasłoniętych obecnie rusztowaniem i siatką. Na szczęście prowadzone w tym sezonie prace nie obejmą fragmentów, gdzie umiejscowione są zaobserwowane przeze mnie gniazda wróbli. Co by było, gdyby robotnicy zatkali dziury i szczeliny w elewacji, zerwali stare rynny i pokrycia dachowe w dolnym poziomie budynku? Ukryte w nich gniazda i znajdujące się w nich lęgi zostałyby zniszczone, prawdopodobnie zginęłyby też, żywcem zamurowane, dorosłe ptaki.
W rozmowie ze mną inwestor przyznał, że przygotowania do remontu nie objęły opinii ornitologicznej i planu kompensacji ptasich siedlisk, które zostaną podczas prac zniszczone.
Jest to niezrozumiałe, ponieważ w pozwoleniach na remonty wyraźnie figuruje taki zapis, widziałam go również w Decyzji wydanej przez Prezydenta M. St. Warszawy dotyczącej Hali Mirowskiej. Dziwi mnie, ze Miasto, które współfinansuje projekt, nie zażądało takiej opinii, trudno przypuszczać, żeby stołeczni urzędnicy nie znali przepisów.
Ekspertyza ornitologiczna powinna być przeprowadzona w sezonie poprzedzającym remont i powinna zawierać zalecenia co do czasu i sposobu prowadzenia prac, by nie stanowiły one zagrożenia dla ptaków i ich lęgów. Powinna tez wskazywać sposoby rekompensaty szkody w środowisku, jaką będzie zniszczenie niemałego siedliska chronionych gatunków.
I tu dotykamy sedna sprawy. O ile można nie przejmować się zbytnio gołębiami wychodząc z założenia, że zawsze dadzą sobie radę (choć oczywiście nie dopuszczalne jest niszczenie już złożonych jajeczek czy wyrzucanie z gniazd piskląt), o tyle los wróbli budzi duży niepokój. W ostatnich latach zauważono spadek ich liczebności, w Warszawie nawet o 40%. Jedną z głównych przyczyn jest błyskawicznie zmniejszająca się liczba miejsc do gniazdowania, co powodowane jest powszechną termomodernizacją budynków.
Wróble, podobnie jak jerzyki, są gatunkiem całkowicie zależnym od budynków. Nie wiją gniazd na drzewach, jedynym miejscem, gdzie chcą składać jajeczka, są osłonięte od wiatru i deszczu szczeliny w budynkach, w których czują się bezpiecznie. Wyrzucone na bruk nie odbędą lęgów. Grozi nam sytuacja, że za niedługi czas tak niegdyś popularne na miejskich podwórkach, znikną z naszego pejzażu.
Dlatego tak ważną i naglącą sprawą jest zapewnienie ptakom zastępczych miejsc lęgowych w postaci budek montowanych nie na drzewach, tylko na budynkach. Sądzę, że i w przypadku Hali Mirowskiej jest to rozwiązanie możliwe do zastosowania. Budki mogą być zaprojektowane w taki sposób, by stanowiły optycznie integralną część ściany Hali lub nawet tworzyły element dekoracyjny (takie rozwiązania coraz częściej wprowadza się w miastach zachodniej Europy). O ile sąsiedztwo brudzących gołębi może być uciążliwe, o tyle towarzystwo małych, wdzięcznych wróbli w żaden sposób nie jest kłopotliwe. Zadomowiły się tutaj od wielu lat, ożywiają bryłę Hali swoim krzątaniem i szczebiotem. Miło obserwować, jak uwijają się w pobliżu gniazd i pomiędzy straganami. Wiosną odżywiają się głównie owadami i nimi też karmią swoje młode, dzięki czemu redukują ilość dokuczliwych insektów. Pamiętajmy też, że nie mają dokąd się przenieść- liczba nie wyremontowanych budynków, w których mogą jeszcze znaleźć jakieś schronienia dla swoich gniazd, skurczyła się niemal do zera. Powinniśmy pozwolić im tutaj pozostać.
Renata Markowska
Wrzesień 2012
Wskutek naszej ubiegłorocznej interwencji, która zaowocowała wstrzymaniem prac renowacyjnych Hali Mirowskiej, w tym roku jej właściciel czyli WSS Społem pamiętał o wcześniejszym wykonaniu ekspertyzy ornitologicznej. Prace były prowadzone pod nadzorem ornitologa, po czym w ramach kompensacji za zniszczone siedliska wróbli na ukończonej elewacji północnej powieszono dla nich kilka skrzynek lęgowych (zgodnie z zaleceniami w opinii).
[mudslide:picasa,0,nogawlape,5866424698694481137]