Świąteczne karpie

21 grudnia 2014

PIERWSZY W POLSCE PROCES O ZNĘCANIE SIĘ NAD KARPIAMI

Usłyszałam dziś w radiowej jedynce świetny, wierszowany post zwracający uwagę na cierpienie żywych karpi podczas ich sprzedaży i promujący kupowanie karpiowych filetów. Klub Gaja od wielu lat prowadzi edukacyjną kampanię pod nazwą Jeszcze żywy karp.
My za to doprowadziliśmy do pierwszego w Polsce procesu sądowego o znęcanie się nad karpiami podczas ich przedświątecznej sprzedaży. Rzecz dotyczy czasów niemal zamierzchłych, bo miała miejsce w 2010 r. w sklepie Leclerc na Ursynowie.  Żywe karpie wyjęte z basenów wkładane były do plastikowych, ażurowych skrzynek bez wody i pozostawały w nich przez cały czas mojego pobytu w sklepie, czyli ok. 1 godzinę. Klienci mogli je oglądać i wybierać, nikomu nie przeszkadzało, że duszą się na ich oczach! Czyżby zapomnieli ze szkoły, że ryby mogą oddychać tylko w wodzie? Wybrane karpie były pakowane w zwykłe, plastikowe, zawiązywane reklamówki i tak wydawano je klientom.
Pytam: jak to możliwe, że ci klienci uważali to za rzecz najzupełniej normalną i właściwą? Żadnego współczucia dla przerażonego, duszącego się stworzenia? Żadnej refleksji?
Ponieważ przeprowadzone przeze mnie w ciągu dwóch dni rozmowy z kierownikiem stoiska nie przyniosły żadnych zmian, złożyłam skargę do prokuratury.
Przez 2 lata prokuratura umarzała dochodzenie pomimo naszych zażaleń. Sprawa znalazła finał w sądzie dopiero wtedy, kiedy złożyliśmy niezależny, tzw. subsydiarny akt oskarżenia, który znalazł akceptację.
Proces toczy się już 2 lata, ostatnie posiedzenie miało miejsce 8 dni temu. Przesłuchiwałyśmy, jako strona, biegłego sądowego, który wydał niekorzystną z naszego punktu widzenia opinię na temat skarżonych przez nas wydarzeń. Trudno się dziwić, skoro biegły jest pracownikiem Instytutu Rybactwa Śródlądowego i nie ma interesu w potwierdzeniu, że COROCZNA SPRZEDAŻ ŻYWYCH KARPI TO ICH DROGA KRZYŻOWA.
My mamy opinię prof. Andrzeja Elżanowskiego, znanego obrońcy zwierząt, która przyznaje nam rację i wspiera nasze oskarżenie. Niestety, profesor nie jest biegłym sadowym. Napisał też opinię na temat opinii biegłego, w której zarzuca mu niekompetencję i brak etyki.
Ja opinię biegłego mogłabym podsumować w ten sposób:
Niby karpie mogą oddychać generalnie w wodzie, ale „wytrzymują” bez niej do 1 godziny (takie ponoć są czeskie normy, na które biegły się powołuje; czy są jakieś inne normy, biegły nie podaje).
Niby ich system nerwowy posiada receptory bólu podobne do ssaków, ale biegły wątpi, czy odbierają nimi wrażenia bólu.
Niby ich system nerwowy zaopatrzony jest w odpowiednik ciała migdałowatego odpowiedzialnego za odczucia stresu i cierpienia, jednak biegłemu nie wydaje się, by takie uczucia były dla karpi możliwe.
Niby w Wytycznych Głównego Lekarza Weterynarii jest dokładnie powiedziane, że żywe karpie mogą być przetrzymywane tylko w pojemnikach z odpowiednio napowietrzoną wodą i wydawane klientom też w pojemnikach z wodą lub w specjalnych torbach przystosowanych do transportu bez wody (z wkładkami umożliwiającymi wymianę gazową przez skórę), ale biegły nie widzi problemu, gdy te wytyczne nie są stosowane.
Niby w Ustawie o ochronie zwierząt takie traktowanie zwierząt kręgowych, a więc i ryb, uznano za znęcanie się, ale biegły nie uznaje tego za słuszne.
Mamy więc „eksperta”, który mimo wyników badań naukowych i mimo istniejących przepisów prawnych, wie swoje.

Obawiamy się, że wyrok może być dla nas niekorzystny. Przełamanie tabu, przyznanie podmiotowości i prawa do odczuwania istotom traktowanym dotychczas jak przedmioty, nie jest łatwe i wymaga zmiany społecznej świadomości, co może potrwać cale pokolenia.
Wierzymy jednak, że to jest możliwe. Przecież jeszcze w XVIII w w dobie Oświecenia (!) propagowano pogląd, że zwierzęta są biologicznymi „maszynami”, a zupełnie niedawno kobiety traktowano jako istoty niezdolne do głębszego myślenia i samostanowienia.

Nie poddajemy się: na następnym posiedzeniu będziemy kontynuować przesłuchanie, a jeśli sąd wyda wyrok niekorzystny dla nas , będziemy się odwoływać. Trzymajcie za nas kciuki!

PS. Smutne, choć symptomatyczne, że media prawie w ogóle nie interesują się tym procesem. Jedynym dziennikarzem, który przychodzi na posiedzenia, jest p. Piotr Machajski ze Stołecznej.
Renata Markowska