Pomoc dla przytuliska w Parscov

7 styczeń 2015r.

Dom babci Sevastity pełen kotów, psów…..i  opowieści.

Często jeżdżę po Rumunii próbując dokumentować warunki zwierząt w publicznych schroniskach. Jednak tym razem zostałam poproszona o wyjazd do prywatnego przytuliska pod Karpatami, w Parscov, by ocenić jak sobie radzą. Kiedy przekroczyłam próg domu babci Sevastity zupełnie nie wiedziałam czy jestem świadkiem dramatu ludzi i zwierząt czy to jakieś baśniowe sceny? Drobna staruszka siedziała na łóżku pokryta od stóp do głów kotami i psami. Stojący obok grzejnik elektryczny, jedyne źródło ciepła, przyciągnął pozostałe zwierzęta, które dosłownie przylepiały się do niego. Na drugim łóżku siedziała Mariana, a z nią wtulone w siebie psy i koty. Psy pod łóżkiem, szczeniaki pod stołem, koty na lodówce. A ponieważ na zewnątrz padał deszcz zamieniający podwórze w bajoro, to dom był strasznie zabłocony.

Babcia Sevastita ma 90 lat, nie może chodzić, ale wciąż dobrze słyszy, mówi, ma świetną pamięć i jasno myśli. Mariana, jej siostrzenica, opiekuje się ciotką, tak jak ona to robiła, gdy ta była dziewczynką. Mariana karmi i swoją charyzmą stara się utrzymać porządek wśród  77 psów i 55 kotów, które znalazły u nich schronienie. Może zdjęcia nie są w stanie tego oddać, ale to jednak babcia Sevastita stanowi centrum tego małego wszechświata. Zwierzęta dają jej ciepło, fizyczne i duchowe, a ona promieniuje miłością, dobrocią, sprawia, że każdy, kto tu trafił, czuje się bezpiecznie.

W Parscovie ani ludzie, ani zwierzęta nie chodzą do lekarza, nie ma na to pieniędzy. Dożywają jednak późnej starości. Mariana pochodzi z rodu wróżbitów i przez wiele lat by utrzymać wszystkich, wyprzedawała rodzinne złoto. Złoto się skończyło, obecnie ani Sevastita i Mariana, ani zwierzęta nie mają wystarczająco dużo jedzenia.  Prąd jest tylko w jednym pomieszczeniu, a wody jeszcze nie ma. Pieniądze na studnię zbiera dziewczyna z Niemiec, Tamara, która tak jak ja, jeżdżąc po różnych schroniskach i przytuliskach znalazła to miejsce. Studnia już się buduje i będzie się nazywać „Tamara”.  Nie jest to więc sielska wieś, widziałam, że część zwierząt żyje tu w bólu, ale godnie, pogodzeni z własnym losem.

Każdy pies i kot ma tu swoją historię. Gdy niedaleko, w mieście Braila, lokalne władze prowadziły kampanię trucia bezdomnych psów, Mariana pojechała i zabrała wiele umierających psów z dróg i pól, 15 z nich przeżyło i znalazło schronienie i ukojenie pod kołdrą babci Sevastity. Wiele psów zostało też odratowanych z pobliskiego schroniska- mordowni w Buzau. Inne zostały wyrzucone na wsi, szczeniaki i kociaki w plastikowych torbach, na poboczach dróg.  Po drodze do Parscova z Bukaresztu widziałam ponad setkę psów, też matki ze szczeniakami w śniegu.  Dwa razy zdecydowałam się zabrać podczas tej trasy ze sobą szczeniaka, bo były w złym stanie. Resztę karmiłam i odjeżdżałam, i muszę sobie z tymi obrazami i emocjami radzić. Tak jak każda osoba, która jest wrażliwa na los głodnych, biednych istot. W Rumunii nie trzeba specjalnie szukać zwierząt, którym można pomóc, bo na każdym kroku jest jakieś nieszczęście. Sevastita i Mariana spotykając je, po prostu postanowiły zabrać te nieszczęścia do domu.  W świecie, gdzie ludzie porzucają swoje zwierzęta, gdzie skorumpowani burmistrzowie miast robią biznes na schroniskach, takie osoby jak Sevastita i Mariana zmuszone są do przekraczania wszelkich swych granic: emocjonalnych i też fizycznych: stale rozpychając swój dom, by schronił jak najwięcej istot.

Sevastita i Mariana nie mówią o swoich potrzebach, proszą tylko o ciepłe budy i karmę dla zwierząt. Potrzebują też pieca, bo prąd jest drogi, a jak idzie burza wiatr zrywa linie energetyczne i w domu panuje zimno. No i wielki garnek, w którym mogłyby gotować dla zwierząt. Babcia Sevastita sama o nic nie prosi, ale jak zobaczyła banany, chętnie się nimi poczęstowała, bo lubi te „długie żółte owoce.”

Dom, który stał się przytuliskiem dla zwierząt jest domem z wieloma potrzebami. Zwierzęta potrzebują rodziny. Babcia Sevastita i Mariana pragną, aby były kochane i pod dobrą opieką, więc prawie każde zwierzę z przytuliska jest do adopcji. Można pomóc w zakupie jedzenia, leków, materiałów budowlanych, kocy, tekstyliów, koszy, klatek- wszystko się przyda. Środki na sterylizację zapobiegną porzucaniu kolejnych niechcianych szczeniaków w wiosce i okolicach domu babci Stevastity.  Szukam też pomocy w organizowaniu pomocy dla tego miejsca, sama nie dam rady, bo moją główną misją w Rumunii jest nagłaśnianie sytuacji schronisk publicznych i tak musi pozostać. Po Parscova pojadę w kwietniu, wcześniej paczki z pomocą wyślemy kurierem lub zorganizujemy większy transport. Kto chce pojechać ze mną w kwietniu? Będzie już na tyle ciepło, że można wykonać konkretne prace.

Wszechświat babci Stevastity potrzebuje dużo pomocy, aby przetrwać!

Kontakt: Magda Kuropatwińska   [email protected];  0040 752 85 67 67

Wpłat prosimy dokonywać na specjalne konto zbiórkowe:

Fundacja Noga w Łapę. Razem idziemy przez świat

Ul. Hawajska 5/9, 02-776 Warszawa

Nr rachunku: 75 2490 0005 0000 4600 2286 1200

Z dopiskiem “na ratunek psom z Rumunii”

[mudslide:picasa,0,nogawlape,6101732039564104353]