Sonia
W lipcu 2009 urwałam się na krótkie wakacje na spływ rzeką Hańczą. Ledwie wysiadłam z autobusu w Starym Folwarku, zobaczyłam biegnącego samotnie ulicą małego pieska. To był jeszcze szczeniak, śliczna drobniutka suczka podobna do sznaucerka – miniatury. Obeszłam z nią całą osadę próbując dowiedzieć się, czy ma właściciela. Wszyscy zapytani mieszkańcy stwierdzili, że nie jest miejscowa, ktoś musiał ją przywieźć i zgubić lub porzucić.
Miałam kłopot: następnego dnia wyruszałam sama w dół rzeki zamówionym wcześniej kajakiem, bałam się wziąć ze sobą na wodę malucha, dla którego taka podróż mogła okazać się niebezpieczna a w każdym razie uciążliwa. Na szczęście udało się znaleźć na wsi dom, w którym życzliwie potraktowano moją prośbę o opiekę nad pieskiem podczas kilku dni mojego spływu. Denerwowałam się, żeby pod moją nieobecność Soni nie stało się nic złego, ale po powrocie zastałam ją odkarmioną, wesołą i rozrabiającą w towarzystwie pieska tymczasowych opiekunów. W kartonowym pudle przywiozłam ją pociągiem do Warszawy i rozpoczęłam poszukiwania domu. Sonia mieszkała u mnie ok. 3 tygodnie, w tym czasie zawojowała moje własne psy i koty oraz wszystkich podwórkowych znajomych. Nikt nie pozostawał obojętny wobec jej uroku. Swój szczęśliwy dom znalazła aż w Sianowie pod Koszalinem. Bałam się oddać ją tak daleko, ale pani Jola potrafiła mnie przekonać, że Sonia jest pisana jej rodzinie. Myślę, że był to dobry wybór. Suczka mieszka w domu z ogródkiem, ma przyjaciół wśród ludzi i zwierząt, jest kochana i szczęśliwa.
[mudslide:picasa,0,nogawlape,5459706349743849953]